Przerwa świąteczna, spotkania z
rodzina, wolny czas- to piękna sprawa, ale tak naprawdę z ulgą powróciliśmy już
do służby!
Kiedy wspólnie
rozmawialiśmy po spotkaniu się w Warszawie, wszyscy jednogłośnie
stwierdziliśmy, że każdy dzień bez służby jest jakby stracony... Nie jesteśmy
fanantykami, nie! Ale wiemy, jak wielka jest potrzeba by zanieść tę największą NADZIEJĘ
do miejsc w których żadnej nadziei nie ma!
Dzisiaj byliśmy w Izdebnie. Na
spotkanie zorganizowanym przez Interwencyjny Dom Dziecka przyszła także
młodzież z MOS-u. Były też dzieci z podstawówki.
Kiedy tam weszliśmy, autentycznie
myślałam, że nic z tego nie będzie. Hałas, jazgot, śmiech, szturchańce i zero
skupienia…. Załamka. Wyszliśmy się pomodlić i poczułam, że mam mówić tak jakby
była cisza. I rzeczywiście, najpierw zagrałam, potem wyszła Renatka i dzieciaki
się uspokoiły. Czasem widziałam łzy w oczach, czasem ktoś spuścił głowę…
Czułam, że docieramy do tych (już cierpiących, choć takich młodych) ludzi… I
nie zdziwiłam się gdy po spotkaniu zaczęli do nas podchodzić, rozmawiać,
niektórzy płakali…
Mam nadzieję, że tam wrócimy, by
z nimi rozmawiać, pokazać drogę wyjścia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz