poniedziałek, 28 lipca 2014

Stary człowiek...

Witajcie Kochani, 
dziś będzie już całkowicie ode mnie.

 Mam przymusową przerwę w posłudze w 4 B, ponieważ muszę zamknąć pewne sprawy w moim mieście i życiu oraz zrealizować swoje wcześniejsze zobowiązania.

Chyba nie muszę pisać, jak bardzo brakuje mi mojej duchowej rodziny, a jeszcze bardziej służby.

Siedząc w domu, często sięgam do Słowa Bożego, ale też rozważam to, co usłyszałam podczas ewangelizacji od Piotra i innych moich braci. 

Porządkując (nareszcie!) swoje życie- nie tylko wewnętrznie, ale i zewnętrznie (oddałam aż 8 paczek ubrań, których już nie założę, oraz 2 kartony książek), myślę o "starym człowieku"- przyczynie moich (i wszystkich nawróconych Dzieci Bożych) upadków i powrotów do grzechu....

Oto co na ten temat pisze apostoł Paweł:
„To więc mówię i zaklinam na Pana, abyście już więcej nie postępowali, jak poganie postępują w próżności umysłu swego. Mając przyćmiony umysł, oddali się rozpuście, dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością. Ale wy nie tak nauczyliście się Chrystusa. Jeśliście tylko słyszeli o nim i w nim pouczeni zostali, gdyż prawda jest w Jezusie; zewleczcie z siebie starego człowieka wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodnicze żądze i odnówcie się w duchu umysłu waszego, a obleczcie się w nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy.”  
Ef 4, 17-24  
Warto też poczytać dalszą część, gdzie mamy jasne wskazówki co to znaczy być „nowym człowiekiem”…

No dobrze, ale co ze starym człowiekiem? Tym, który nie chce nowego życia, bo stare było łatwiejsze, przyjemniejsze i ciekawsze. Oczywiście! Skoro przyjęłam jako mojego Pana, Chrystusa, który umarł na krzyżu, trudno żebym spodziewała się wiecznych fajerwerków, jeśli mam być Jego naśladowcą…

I tutaj przypomniała mi się rozmowa z Piotrem: „Starego człowieka nie wieszaj w szafie, bo prędzej czy później znowu go ubierzesz. Jego musisz powiesić na krzyżu!” 

Codziennie uczę się go krzyżować, tak by nowy człowiek we mnie mógł oddychać pełną piersią… Czasem zdarzają się upadki, nieraz ostro walnę o przysłowiową glebę… Jestem tylko człowiekiem. Nieraz się zniechęcam, nieraz ciężko mi zmobilizować się do walki. Ale nie poddam się, dopóki jest przy mnie Chrystus. A jest przecież zawsze…! A co najlepsze- On jest bardzo wyrozumiałym Bogiem i Jego nie zniechęca moja słabość…
Kocham Cię, Jezu!

I jeszcze słówko do moich braci i siostrzyczki z 4 B:
"Albowiem Bóg mi świadkiem, jak tęsknię do was wszystkich serdeczną miłością Chrystusa Jezusa. I o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne, od tego, co niesłuszne, abyście byli czyści i bez nagany na dzień Chrystusowy"  
Flp. 1,9-10



czwartek, 24 lipca 2014

Ochotnego Dawcę Bóg miłuje! (2 Kor 9,7)




We wcześniejszym poście wspomniałam, że wielokrotnie doświadczyliśmy i wciąż doświadczamy pomocy „z góry” gdy sami nie możemy sobie z czymś poradzić…


Oto przykład z mojej własnej służby w 4 B:


Prowadzimy nie tylko zajęcia profilaktyczne nt, zagrożeń współczesnego świata, ale także ewangelizacje, spotkania na których każdy może otworzyć swoje serce. Opowiadamy o swoim życiu, o tym jak spotkaliśmy Boga żywego na naszej drodze. Do tego chłopaki rapują, a ja czasem gram i śpiewam.
Do tej pory nie miałam gitary. Pożyczaliśmy gdzie się dało, za każdym razem inny model, inne brzmienie…. Było to dużym utrudnieniem. Postanowiłam poprosić Boga o gitarę. Napisaliśmy z Piotrem prośbę na fejsie, bo nie miałam kasy żeby ją sobie sama kupić.
Kilka godzin później nieznana mi osoba napisała, żebym wybrała sobie gitarę, a ona za nią zapłaci.
Nasza zespołowa gitara gra cudnie- czysto, klarownie. I co ważniejsze- służy tylko do tego, by uwielbiać Boga!
Dziękuję Ci Bracie S. za ten dar!

"Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, 
że tego wszystkiego potrzebujecie.
Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, 
a wszystko inne będzie wam dodane.
Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, 
gdyż dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. 
Dosyć ma dzień swojego utrapienia. "
Mt 6, 33-34

(w środku zdjęcia pozuję z nowym instrumentem, chwilę po zakupie, zewnętrzne zdjęcia pochodzą z ewangelizacji w Trójmieście, jeszcze z pożyczonymi gitarami)


środa, 23 lipca 2014

Pierwsza ewangelizacja uliczna… (lipiec 2014)




Mój pierwszy wyjazd z zespołem 4 BBBB był tygodniowym „rajdem” po Trójmieście i Helu.
Zamieszkaliśmy na ten czas w domu Renatki w Gdyni. To kochana siostra! Dała nam tyle serca, miłości i ciepła, że nie chciało się od niej wyjeżdżać!  Najmilej wspominam chwile, gdy wszyscy wielbiliśmy dobrego Boga śpiewem i grą- Renatka na skrzypcach, ja- na gitarze. Cudowna jedność- bez prób i ćwiczenia zgrywałyśmy się co do nutki! Myślę, że reszta zespołu tak samo unosiła swoje serca wprost w ramiona Jezusa podczas tego uwielbiania….

Miło wspominam też poranną modlitwę z Piotrem. Ponieważ oboje jesteśmy „rannymi ptaszkami”, a reszta jeszcze spała, lub dopiero budziła się mozolnie, rozważaliśmy razem Słowo Boże. Wszystko, co usłyszałam zapadło głęboko w moje serce. To były mądre słowa, pełne ducha i zachęty. Dla kogoś, kto dopiero się nawrócił i na nowo narodził, to bardzo ważne, by mieć pasterza, przewodnika, kogoś kto poprowadzi, napoi serce duchowym mlekiem….

Pierwsze miejsce, w którym byliśmy- to deptak w Gdyni, tuż przy plaży. Chociaż pogoda pierwszego dnia dawała się we znaki, to działy się piękne rzeczy. Rozdaliśmy mnóstwo Słowa Bożego (Nowy Testament). Ludzie przystawali, słuchali w zadumie, czasem podchodzili by porozmawiać. Pastor Aleksander, który nam przewodził okazał się przesympatycznym bratem w Chrystusie. Bardzo dobrze się z nim współpracowało. Drugiego dnia- ze względu na niestabilną pogodę załatwił nam piękny biały namiot, pod którym mogliśmy schować sprzęt nagłośnieniowy i wszystkie rzeczy wrażliwe na deszcz. Na szczęście pogoda tego dnia okazała się łaskawsza. Mimo chmur nie spadła ani kropelka deszczu. Chwała Panu!

Następny dzień spędziliśmy w Gdańsku- Żabiance. Potężne osiedle z wielkiej płyty, a w środku maleńki zespół 4 BBBB… Czułam się trochę przytłoczona ogromem betonu z wszystkich stron. To nie był łatwy teren, ale także i tutaj znaleźliśmy ludzi otwartych na Ewangelię, spragnionych prawdy. Wzruszał mnie fakt, że widziałam ludzi otwierających okna, siadających na balkonach swoich mieszkań i wsłuchujących się w to, co chcieliśmy im przekazać….

Kolejny dzień spędziliśmy bardzo intensywnie. Już o 10 rano spotkaliśmy się na boisku szkolnym w Gdańsku z liczną i uroczą gromadką dzieciaczków! Co za radość! Spędziliśmy z nimi ponad 3 godziny. Czas mijał na wspólnej zabawie, śpiewach (szczególnie miło było, gdy dzieci same śpiewały do mikrofonu), konkursach i rozmaitych zabawach. W tym samym czasie rodzice siedzieli przy kawce i ciastkach i spędzali czas na rozmowie.
Szczerze mówiąc bałam się tego, bo nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w pracy z dziećmi, ale dobry Bóg dał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy na ten czas. Zabawa była wspaniała!

Po południu gościliśmy na pikniku rodzinnym KZ w Gdańsku, przy ul. Menonitów. Było sporo osób i jeszcze więcej atrakcji- wiele smakołyków, puszczanie baniek mydlanych (to nie takie proste- sama próbowałam!), stoisko z pyszną kawą, z watą cukrową…. Tutaj też mogliśmy usłużyć naszym braciom i siostrom- Słowem Bożym, świadectwem i muzyką.

W kolejnym dniu byliśmy w zborze pastora Mariana w Gdańsku- Olszynce. Niesamowite miejsce! Przepiękny, stary dworek (jeszcze w remoncie), bardzo fajnie pomyślane miejsce modlitwy…. Mimo upału, czuliśmy się jak w domu. Pierwszego dnia był wieczór uwielbienia. Dla mnie osobiście to było niezłe wyzwanie, ponieważ po raz pierwszy miałam grać wspólnie z całą sekcją muzyczną. Dla kogoś, kto cale życie brzdąkał na gitarze solo – to było naprawdę trudne! Stresowałam się tym bardzo, ale dzięki Bogu jakoś nam to wyszło, a zespół muzyczny (rodzina) okazał się otwarty, pomocny i wyrozumiały…  Będę ich wspominać z wielką wdzięcznością!
Szczególnie wzruszająca i sympatyczna była wypowiedź Eluni- żony Piotra. Była taka spontaniczna i urocza!

W niedzielę wzięliśmy udział w nabożeństwie. Muszę przyznać, że chociaż świadectwo Piotra słyszałam już wiele razy, to za każdym razem porusza mnie niesamowicie. Jak wielki jest Bóg, który w sekundę potrafił skruszyć tak twarde serce…!? Czy widząc takie owoce nawrócenia, można wątpić w Jego istnienie? A skoro nawrócił się gangster -czy nie mogę nawrócić się ja i Ty, drogi memu sercu Czytelniku?

Poruszyła mnie opowieść siostry, która ratując życie swoje i swoich małych dzieci, uciekła z Ukrainy. Przeżyła tam piekło, ale mimo to pozostała wierna Bogu, a społeczność zboru w Olszynce pomogła jej znaleźć mieszkanie i rozpocząć życie w Polsce…

Następny dzień spędziliśmy na Helu. Nasz zespół był częścią „Marszu dla Jezusa”. Miejscem ewangelizacji okazała się wielka scena, ustawiona w centralnej części spacerowego bulwaru. Czekała już na nas regionalna telewizja… To był dobry czas, mimo ogromnego upału. Słowo Boże dotarło do wielu serc. Szczególnie wzruszył mnie starszy pan, który opalał się na plaży. Gdy usłyszał, że zapraszamy chętnych do wspólnej modlitwy, zerwał się z koca i przybiegł do nas, po drodze wciągając ubranie.

Oczywiście była też chwilka na zwiedzanie miasta i odpoczynek.









Wróciliśmy z tej misji zmęczeni, ale szczęśliwi. Zawsze będę powtarzać, że ta służba jest dla mnie zaszczytem… 

TUTAJ możecie obejrzeć zdjęcia z całego tygodnia:  https://www.youtube.com/watch?v=Rzpkrtj0PxE

"Wysławiajcie Pana, wzywajcie imienia jego, 
ogłaszajcie wśród ludów dzieła Jego! 
Śpiewajcie mu i grajcie, opowiadajcie o wszystkich cudach jego! Chlubcie się świętym jego imieniem, 
niechaj się raduje serce szukających Pana! 
Szukajcie Pana i mocy jego."
1 Krn 16, 8-11



wtorek, 22 lipca 2014

Moje pierwsze doświadczenie...



…było rzuceniem od razu na głęboką wodę- pojechałam na ewangelizację i spotkanie do…. więzienia.

Nie ukrywam, że bałam się bardzo tego dnia. Po wejściu do środka zobaczyłam inny świat- świat w którym dominują kraty, płoty i zamki. Dość przygnębiające miejsce.
Przy każdej bramie (a było ich ze cztery) musieliśmy czekać na wpuszczenie do środka. Więzienie okazało się zabytkowym budynkiem w stylu dworku, który dawno już nie widział remontu.

Strażnik wpuścił nas maleńkimi i niskimi drzwiami do niewielkiej świetlicy. Stał tam tylko stół pingpongowy, kilka odrapanych żelaznych krzeseł i szafka z małym telewizorem. Domyśliłam się, że to tutaj toczy się życie więźniów gdy przebywają poza celą. Po chwili do świetlicy weszło kilku więźniów w zielonych uniformach. Byli w różnym wieku, różnego wzrostu i postury.

Początkowo byłam mocno onieśmielona. Oni też to wyczuli, bo nawet któryś z nich zażartował „o, widzę że jesteś pierwszy raz w takim miejscu”. I to skruszyło lody i pokonało mój lęk. Stałam się swobodna. A panowie okazali się pełni uśmiechu, radości i życzliwości. Nie było żadnej ponurej aury, rozpaczy i depresji.

Spotkanie było naprawdę przyjemne. Piotr mówił m.in. o wolności ducha i o tym, że nie jest za późno, by stać się dobrym człowiekiem i dzieckiem Bożym. A oni naprawdę słuchali, nieraz zamyśleni nad sobą.

Cieszyłam się, że mogę się podzielić z moimi skazanymi braćmi swoim świadectwem. Mówiłam je po raz pierwszy, na pewno mojej wypowiedzi brakowało doskonałości, ale przyjęli je bardzo ciepło. Na koniec nawet większość z nich mnie uściskała serdecznie.
To było bardzo piękne doświadczenie.

Drugiego dnia urządziliśmy w więzieniu agapę. Przynieśliśmy mnóstwo pyszności- ciasta, słodycze, kawę. Spotkanie trwało chyba ponad 2 godziny. Atmosfera była bardzo miła i serdeczna. Wspólnie czytaliśmy Słowo Boże, każdy mógł się wypowiedzieć. To był dobry czas!


Do tej pory mój „stary człowiek” dzielił ludzi na lepszych i gorszych. Więzienie zatarło tę granice. Ani ja nie jestem lepsza, ani nikt inny nie jest gorszy! Dziękuję Bogu za tę lekcję!

Z więzienia wyszłam inna niż weszłam. Zmieniło się moje nastawienie do ludzi. Po prostu w jednej chwili nauczyłam się kochać. To było doświadczenie, którego nie zapomnę do końca życia!

"Nie wzbraniaj się czynić dobrze potrzebującemu, 
jeżeli to leży w twojej mocy"
Sal 3,27

(chwilę po wyjściu z więzienia, od lewej: ja, Piotr, Renatka, Łukasz "Lucek", czerwiec 2014)


poniedziałek, 21 lipca 2014

Kim jesteśmy?

Obiecałam wczoraj opowiedzieć Wam o naszym zespole.


Jesteśmy częścią Stowarzyszenia Pomocy „Arka Noego”.
Jako organizacja pożytku publicznego, od 2000 roku prowadzimy spotkania dla różnych grup wiekowych (dzieci, młodzież, dorośli), w rozmaitych środowiskach (szkoły, kościoły różnych wyznań, więzienia).

Chcemy przede wszystkim uwrażliwiać ludzi na problemy i zagrożenia współczesnego świata, ale także wskazać drogę wyjścia tym, którzy już zagubili się we własnych słabościach, czy niszczącym ich środowisku.

Sami niegdyś pogubieni i boleśnie doświadczeni życiowo, powróciliśmy do szczęśliwego i uczciwego życia, bez strachu, przemocy, nałogów i lęku. Dzisiaj pomagamy innym. Nie ma bardziej przekonywującego świadectwa niż własne doświadczenie...


Żyjemy tak naprawdę wiecznie "na walizkach", ciągle w podróży. Zjechaliśmy już kilkakrotnie całą Polskę, niosąc dobre przesłanie, także w miejsca, do których nie każdy chciałby się udać. Wielokrotnie doświadczyliśmy prawdziwych cudów i Bożej Opatrzności.


Bożą Bandę Byłych Bandytów stworzył Piotr Stępniak. Być może już o nim słyszeliście.
On sam opowie Wam o sobie: https://www.youtube.com/watch?v=NBMA-PzKKC4


  (nasze pierwsze spotkanie w Warszawie, 9 maja 2014)