Obie miałyśmy tremę przed spotkaniem, ale z całej siły prosiłyśmy by Duch św. działał przez nas...
Wydawało się, że wszystko było przeciwko nam! Najpierw w dzień spotkania obudziłam się z gorączką i bolącym gardłem. Przez to miałam problem ze skupieniem się na czymkolwiek...
Potem mimo że wyjechałyśmy dużo wcześnie, omal nie nie spóźniłyśmy, bo na drodze był wypadek i 10 km przed Małdytami stanęłyśmy w potężnym korku. Na szczęście Gosia przytomnie zawróciła, zanim to przestało być możliwe...
Samo spotkanie okazało się niesamowite! Myślę, że w punkt trafiłyśmy z tematyką, Rodzice byli poruszeni. A ja chociaż często czuję Bożą obecność- tego dnia odczułam ją najmocniej... Mimo choroby (do dziś nie mogę się wygrzebać z potężnego przeziębienia!), mimo przeciwności, Bóg zrobił to co planował...
Modlę się o tych rodziców, o mądrość dla nich i miłość do swoich dzieci...
Chwała Panu!
Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas.
2 Kor 4,7