8-9.11. byliśmy w Lublinie.
To był naprawdę mocny czas!
Zamieszkaliśmy u pastora Marka i jego wspaniałej Rodzinki.
Czuliśmy się jak w domu- kochani, oczekiwani i ugoszczeni! Mieliśmy naprawdę
dobry czas rozmawiając podczas wspólnych posiłków. Było dużo śmiechu, ale też
wiele poważnych tematów. Wszyscy dziękowaliśmy dobremu Bogu za łaskę wiary, za
Boże prowadzenie w naszym życiu!
W sobotę mieliśmy wspaniałe spotkanie w zborze „Hosanna”.
Aby zachęcić ludzi (zbór mieście się na ogromnym osiedlu rodem z PRL-u),
wyszliśmy z gitarą i pianinem na zewnątrz i tam prawie pół godziny śpiewaliśmy
z serca na chwałę Pana. Dla mnie było to
szczególne przeżycie- za klawiszami siedział nie kto inny, tylko mój mąż.
Dobrze jest wspólnie służyć Panu…
Potem poszliśmy do środka i tam były świadectwa, muzyka,
modlitwa, uwielbienie…. Wierzę, że Pan szczególnie nas wszystkich dotykał!
Atmosfera była cudowna. Nasi bracia i siostry przyjęli nas tak jak ich pastor-
jak swoich, jak rodzinę. Bardzo dobrze nam było razem!
Drugiego dnia usłużyliśmy na nabożeństwie.
Wieczorem
mieliśmy spontaniczne spotkanie w kościele katolickim, na spotkaniu dla osób
niepełnosprawnych „Siloe”.
Samo spotkanie było piękne, ludzie naprawdę nas słuchali,
wiele osób płakało… Łyżką dziegciu w tym miodzie był ksiądz, który wręcz
zaatakował Piotra zarzucając mu, że skoro nie przystępuje do sakramentów „to
nie jest wiara”. Jakże biedny człowiek, skoro formalizm jest dla niego
ważniejszy, niż życie w Panu….! Przez 35 lat mojego życia nie byłam w tak
głębokiej relacji z Bogiem, jak jestem teraz… pomimo że wg tego księdza ja nie
wierzę! Żal mi go było. Nie mogliśmy porozmawiać spokojnie, bo nie było na to czasu,
zresztą ksiądz bardzo szybko zrobił się purpurowy ze złości i odszedł. Chwilę
później zabrał na poważną rozmowę dziewczynę która nas zaprosiła na to
spotkanie… Mogę sobie tylko wyobrazić przebieg tej rozmowy… Najbardziej żałosne jest to, że nie padło ani
jedno słowo niezgodne z nauką kościoła katolickiego! Nie padła nazwa żadnego
innego kościoła, by my naprawdę nikogo nie namawiamy na „inną wiarę”, ale
namawiamy na życie z Panem Jezusem! Pozostaje się nam tylko modlić za tych
ludzi, by wreszcie przejrzeli na oczy i wyszli z tej ciasnoty przyzwyczajeń i
rytuałów…
Dla mnie osobiście wczorajszy wieczór i cały dzisiejszy
dzień był trudny duchowo… Tak, tak! To, że jestem w 4 B nie oznacza, że jestem
mocarzem… Wciąż się zmagam. Walka czasem jest większa niż gdybym była „statystycznym
nawróconym”. Diabłu baaaaardzo się nie podoba nowa droga mojego życia… Dlatego
będę wdzięczna, jeśli się o mnie pomodlicie, bym w swoim zmaganiu zawsze
zwyciężała w Panu!
"A to czyńcie, wiedząc, że już czas, że już nadeszła pora, abyście się ze snu obudzili, albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedy uwierzyliśmy. Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmy tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości...."
Rz 13,11-12