To był dla mnie osobiście wyjątkowy czas… Zaraz po moim chrzcie ruszyliśmy do
olsztyńskich szkół i innych miejsc z przesłaniem nadziei… Byliśmy w podstawówce, w świetlicy środowiskowej, w liceum, w Domu Dziecka,
w internacie ZSM, w zakładzie poprawczym oraz na spotkaniu z ludźmi mającymi
problem alkoholowy… Mega mocny czas! Przyznam szczerze, że ciężko się mówi w
swoim mieście, w swoim zborze, gdzie jestem znana… Trochę mnie to kosztowało,
ale z Bożą pomocą oczywiście dałam radę… A im więcej daję- tym więcej otrzymuję
łaski. Niepojęta Boża rachunkowość :)
(od lewego górnego rogu: SP nr 34, niżej: Coffee House w Kościele Zielonoświątkowym, Dom Dziecka w Gryźlinach, internat ZSM, świetlica "Narnia", zakład poprawczy w Barczewie, X LO w Olsztynie)
Za każdym razem spotykamy młodzież, ludzi, którzy są tak
bardzo spragnieni prawdy! A prawda jest taka, że świat niesamowicie nas
okłamuje! Oferuje nam piękne opakowanie, ale to co się kryje pod nim to często
zło, ból, cierpienie i konsekwencje… Życie jest tak skonstruowane, że za każdy
błąd trzeba zapłacić, dlatego tak bardzo byśmy chcieli przestrzec jak
największą liczbę ludzi, którzy dopiero zaczynają życie…
Zaraz po tygodniu spędzonym w Olsztynie i okolicach,
ruszyliśmy do Grudziądza, gdzie odwiedziliśmy więzienie dla kobiet. To był
niezwykły i szczególny wyjazd dla mnie, ponieważ pojechał z nami mój mąż- który
sam niedawno zwrócił swoje serce ku Bogu… I w tym więzieniu, po raz pierwszy
razem złożyliśmy świadectwo wiary. Już wielokrotnie mówiłam swoje świadectwo,
ale tym razem czułam się tak, jakbym mówiła po raz pierwszy i wielkie
wzruszenie ściskało mnie za serce… Więźniarki także były wzruszone. To był
wspaniały czas.
Z Grudziądza pojechaliśmy do Łodzi. W drodze, tuż pod Łodzią
nasz samochód po raz kolejny odmówił współpracy. Zatrzymał się na ruchliwej
drodze i ani rusz dalej! Była już prawie 22, a my zostaliśmy unieruchomieni
kilka kilometrów od miasta… Takie sytuacje wymagają naprawdę wiary, że także
negatywne doświadczenia są nam dane „po coś”… Na szczęście nie brakło nam
odwagi- Piotr i Marcin poszli w jedną stronę, ja z Renatką w drugą, w
poszukiwaniu kogoś kto nam pomoże. Trafiłyśmy do przydrożnego motelu, ale była
tam tylko jedna pani. W międzyczasie Piotrek z Marcinem, którzy przeszli około
3 km zadzwonili do brata z Łodzi i niedługo potem przyjechał on samochodem do
nas. Uzgodniliśmy, że zabierze dziewczyny na nocleg, a chłopaki zadzwonią po
mechanika. Dzięki Bogu, mechanik zgodził się przyjechać, obejrzał auto,
wspólnie zepchnęli je na jakieś pole (w ciemności i tak nic by nie zrobił), a
na drugi dzień podjechał lawetą. Chłopaki dołączyli do nas około północy,
zmęczeni i zmarznięci. Na szczęście spotkanie w więzieniu w Łodzi było na
godzinę 13, więc był czas aby załatwić sprawę naprawy auta…
To też był piękny
czas. Przyszło aż 24 osoby i tak naprawdę nie chciały nas wypuścić. Te kobiety
w większości zrozumiały swój błąd, wiedza za co ponoszą karę i chcą zmiany
swojego życia! To daje nadzieję, że po wyjściu już nie wrócą do dawnego sposobu
życia… Niesamowicie mnie to cieszy! Budująca jest dla mnie postawa pastora
Darka, który w miarę tego, na ile pozwala mu czas i rozliczne obowiązki,
odwiedza te kobiety, rozmawia z nimi, podtrzymuje na duchu. I one wiedzą że nie
są same, że my ich nie potępiamy, że chcemy im towarzyszyć… Chwała Bogu za to!
(zakład karny w Łodzi, od lewej: ja, mój mąż Paweł, Renata, Piotr, Marcin)
Po tym niezwykle udanym spotkaniu, ruszyliśmy na obiad i po
auto do mechanika… Zdażyliśmy zjeść, Pastor, Renatka i ja ruszyliśmy z parkingu
na spotkanie do Pabianic, za nami chłopaki naprawionym autem… i za chwilę
telefon: znowu awaria! Auto stanęło i nie chce ruszyć! A my za pół godziny mamy
spotkanie w Misji „Nowa Nadzieja”! Nie było wyjścia: 4 B reprezentowałyśmy
tylko Renatka i ja, ale to także był dla nas dobry czas…
(w Misji "Nowa Nadzieja" w Pabianicach)
Zaś do auta- mimo
weekendu przyjechał mechanik, poprawił jakiś tam wężyk i auto ruszyło, ale
dopiero po 3 godzinach…
W niedzielę usłużyliśmy na nabożeństwie KZ w Pabianicach.
(nabożeństwo w Pabianicach)
Tutaj również miałam przywilej złożyć wspólnie z Pawłem świadectwo. Poruszyło
mnie niesamowicie kazanie Marcina. Wspaniały czas na chwałę Pana i… ruszamy
dalej, do Gołotczyzny.
Tam czekała na nas młodzież z ośrodka socjoterapii. Dla
mnie i dla Renatki było to coś nowego, ponieważ po raz pierwszy prowadziłyśmy
zajęcia dla dziewcząt, a nasi chłopcy w tym samym czasie mieli spotkanie dla
chłopców. Oj, mocno nas to stresowało… Jednak po wspólnej modlitwie przyszedł
pokój i pewność, że nie jesteśmy same i Duch Św. będzie z nami… I rzeczywiście
to spotkanie było bardzo bardzo udane. Mimo, że wychowawcy zostawili nas same z
dziewczętami, żadna nie przeszkadzała, wszystkie słuchały, a bycie z nami bez
nauczycieli wyzwoliło szczerość tych dziewcząt. Mogłyśmy porozmawiać o
zagrożeniach, o szacunku do siebie samej, o godności kobiety. 2 godziny mignęły
jak minuta! Wszystkie miałyśmy niedosyt, ale powstała myśl, że kiedyś wspólnie
z 4 B przyjedziemy do nich na dłużej. To są naprawdę dobre dzieciaki!
Pogubione, ale chcą żyć, chcą być kochane… Poruszyła mnie rozmowa z chłopakiem,
który mając 12 lat był świadkiem śmierci swojej mamy. Kobieta zapiła się na
śmierć. A potem jego życie zaczęło się plątać… Ale powiedział mi, że chce wyjść
na prostą. W ośrodku jest 4 lata, uczy się na kucharza (oczy mu rozbłysły kiedy
spytałam czy lubi gotować, powiedział że kocha tę pracę!), ma już po wyjściu zapewnioną
pomoc od wujka mającego restaurację… Modlę się o niego, by jego marzenia się
ziściły…
Po spotkaniu Paweł i ja pojechaliśmy pociągiem do Olsztyna,
reszta grupy także się rozjechała.
Mogłoby się wydawać, że w takich miejscach jak więzienie czy
poprawczak nie ma dobrych ludzi, a ja w każdym miejscu spotykam osoby, które
nie tracą nadziei na nowe życie… I
proszę Boga nieustannie, by kroczyli oni Jego drogą. Jedyną słuszną, o czym
sama przecież się przekonałam…
Chwała Panu!
"Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa jest z Boga, a nie z nas."
(2Kor 4,7)